Waszyngtońskie Cherry Blossom

Każdej wiosny mieszkańcy Waszyngtonu, a także turyści śledzą informacje w mediach społecznościowych i na stronach internetowych, by dowiedzieć się, kiedy nastąpi ten magiczny, różowo-biały tydzień w stolicy Stanów Zjednoczonych – Święto Kwitnącej Wiśni.

Co roku marzec i wczesny kwiecień przyciągają tłumy turystów oraz fotografów, którzy pragną zanurzyć się w tej ulotnej krainie kwitnących wiśni. A wszystko to nad brzegami Tidal Basin w Waszyngtonie.

Za drzewami wiśni japońskiej kryje się historia. Po raz pierwszy zostały one posadzone w 1912 roku przez ówczesną Pierwszą Damę Helen Taft oraz żonę ambasadora Japonii, Viscountess Chindę. Był to symbol przyjaźni amerykańsko-japońskiej. Około 3000 drzew trafiło do stolicy po wieloletnich staraniach podróżniczki Elizy Scidmore. To jej zawdzięczamy piękne wiosenne widoki w sercu Waszyngtonu.

Dziś Cherry Blossom to nie tylko spektakl dla oczu, ale i bardzo ważne wydarzenie. W sklepikach z pamiątkami można znaleźć przedmioty związane z tym festiwalem: bluzy, koszulki, czapki, magnesy na lodówkę, pocztówki, długopisy, breloczki – wszystko udekorowane motywem kwitnącej wiśni.

Restauracje serwują specjalne menu inspirowane Cherry Blossom oraz krajem, z którego pochodzi ta tradycja – Japonią. Spacerując wśród kwitnących drzew, można natknąć się na mini sceny, na których lokalni artyści prezentują wiosenny repertuar. Wśród tego kolorowego krajobrazu wyłaniają się pomniki: Martina Luthera Kinga oraz siedzącego byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Franklina Delano Roosevelta. Ach, który to już Cherry Blossom Festival w ich obecności...

Podczas takiej wędrówki można odnieść wrażenie, że nad głową rozpościera się różowy baldachim, a płatki kwiatów przypominają, że ten piękny, melancholijny widok szybko przeminie. Oczekiwanie na Cherry Blossom w Waszyngtonie trochę przypomina czekanie na Święta – wyczekujemy najlepszego momentu, a kiedy on wreszcie nadejdzie, eksploduje w pełnej krasie i znika, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia oraz subtelny dywan płatków.

Jakie są moje prywatne odczucia?

Mam wrażenie, że z każdą wizytą w Waszyngtonie doświadczam czegoś wyjątkowego. Tak też było z Cherry Blossom. Widok tysięcy kwitnących wiśni nad głową dostarcza absolutnie bajkowych emocji. To z pewnością coś, co warto zobaczyć.

Minusy? Liczba osób. Jest naprawdę tłoczno, co sprawia, że nie każdemu przypadnie to doświadczenie do gustu. Brak miejsc parkingowych – odwieczny problem w stolicy – na pewno nie sprzyja relaksowi.

Ale jeśli jesteście w stanie sobie z tym poradzić albo wiecie, jak uniknąć tych niedogodności, gorąco polecam!

Czy wrócę? Być może, bo mam już cudowne wspomnienia z Cherry Blossom. A Stany są tak ogromne i kryją w sobie jeszcze tyle do odkrycia...

Previous
Previous

Czy w Ameryce Łacińskiej da się podróżować bezpiecznie?